Słowenia - turystyka, atrakcje, noclegi

Rezerwacja noclegów w Słowenii w najlepszej cenie sprawdź

2023-12-20

Planica jest nasza. Historia wielkich polskich chwil w Słowenii


Kamil Stoch

Trzy rekordy świata, wiele zwycięstw, piękne chwile i wspólne śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Planica w Słowenii to jedno z najważniejszych miejsc na mapie historii polskich skoków narciarskich. Przypominamy najważniejsze wydarzenia z udziałem biało-czerwonych w tym miejscu.

Adam Małysz, Kamil Stoch, Piotr Żyła – to bohaterowie najnowszych narciarskich historii, które reprezentacja polskich skoczków pisała na skoczniach w Planicy. Tamtejsza Letalnica i pobliski jej  kompleks Velikanka to dla fanów sportu w naszym kraju miejsca znane prawie tak dobrze jak stołeczny Stadion Narodowy. Tylko co zabawne, lista sukcesów odniesionych w Słowenii jest znacznie dłuższa niż tych na murawie w Warszawie. 

Reprezentacja Polski była w Planicy świadkiem wszystkich najważniejszych momentów w rozwoju tego miejsca. Dość powiedzieć, że już przed II wojną światową Stanisław Marusarz o mały włos jako pierwszy człowiek w dziejach skoków narciarskich ustał tam lot na odległość 100 metrów. Kulisy tamtej rywalizacji do dziś opisywane są we wszelkich publikacjach na temat fruwania na nartach. Także po słoweńsku. To nic dziwnego, bo nasz „Dziadek” do spółki z Norwegiem Reidarem Andersenem postarali się o kapitalny spektakl.


Wyjedź z nami na zawody Planica 2024 >


Był 17 marca 1935 roku. Słoweńcy w rok po otwarciu swojego mamuta zaprosili do siebie wszystkie najlepsze ekipy świata, licząc, że w którejś z nich znajdzie się autor historycznego na tamte czasy osiągnięcia. Niestety gdy wszyscy byli już na miejscu, organizatorów zaskoczyła postawa Norwegów. Ci (prawdopodobnie widząc na treningach, w jakiej formie jest Polak) wycofali się z rywalizacji, bo – jak powiedzieli – lotów na tak wielkich obiektach telefonicznie zabronili im działacze z Oslo. W tej sytuacji zakopiańczyk nie miał z kim przegrać. Choć ukrywał pod butem złamaną kostkę, w jednym ze skoków pewnie wylądował skok na aż 87,5 metra. I wtedy stała się rzecz niesłychana:

– Po zakończonym konkursie oficjalnym będziemy chcieli zaatakować rekord świata – oznajmili Słoweńcom zawodnicy ze Skandynawii.

Działacze w Planicy tylko przyklasnęli w dłonie. Już to zdenerwowało Marusarza, ale nic nie mówił, dopóki Andersen z podwyższonego najazdu nie pofrunął 91 m. Tego, pomyślał Polak, było za wiele. Choć miał w nogach już skoki konkursowe, na które – co oczywiste w tamtych czasach – musiał wdrapać się na górę skoczni pieszo – postanowił podjąć wyzwanie rywala. Puścił się w dół i skoczył 93 m! O metr dalej niż rekord świata Birgera Ruuda. Gdy Andersen usłyszał, co zrobił pan Staś, w moment ruszył na górę. Marusarz postąpił tak samo i już na górze usłyszał z głośników, że jego poprzednik pofrunął 94 m.

– A niech go – pomyślał Polak. To go jeszcze bardziej rozsierdziło. Zszedł pod próg, żeby usypać na jego końcu dodatkową warstwę śniegu i tym samym zwiększyć swoje szanse. Wtedy było to na porządku dziennym, jednak gdy wrócił na szczyt najazdu i puścił się w dół, tuż przed odbiciem dostrzegł, że inni Norwegowie usunęli kopczyk, kiedy szedł odwrócony plecami. Zareagował w ostatniej chwili. W książce „Na skoczniach Polski i świata” tak opisał to, co stało się później:

"Wychodziłem na wieżę rozbiegową z mocnym postanowieniem przekroczenia zaklętej granicy – stu metrów! (...) Odbiłem się normalnie i wylądowałem pewnie na zeskoku, odczuwając lekki wstrząs. Napięcie mięśni brzucha było tak wielkie, że (...) puściły guziki u spodni, a sztyft w sprzączce od paska przerwał dwie dziurki. (...) – Po chwili speaker ogłosił: – Stanisław Marusarz skoczył 95 m! Jest to najdłuższy ustany skok świata! Na te słowa entuzjazm publiczności zmienił się w jeden potężny, długo niemilknący huragan braw i okrzyków.”


Skoki w Planicy 2024 - więcej informacji >


 

Niestety rekord „Dziadka” przetrwał tylko kilka chwil, bo Andersen przebił jego osiągnięcie jeszcze o trzy metry, a później o kolejny metr. Polakowi organizm odmówił posłuszeństwa. Jedyne, co mu zostało, to oddać Norwegowi jego wielkość.

Pierwsze ustane 100 metrów w skokach narciarskich kibice obejrzeli w tym miejscu rok później. Na 200 m musieli jednak poczekać aż do lat '90., gdy styl klasyczny, tzn. równoległe prowadzenie nart w powietrzu, zastąpiono stylem V. Co ciekawe, ostatnim rekordzistą świata fruwającym z deskami trzymanymi obok siebie okazał się nasz Piotr Fijas. Tego historycznego wyczynu dokonał w Planicy w 1987 roku, kiedy to u stóp Alp Julijskich odbywały się mistrzostwa świata. Ta próba – i inne niezłe skoki – dały wtedy Polakowi brązowy medal tej imprezy oraz miano ostatniego oficjalnego rekordzisty świata. Wszystko, dlatego że wkrótce potem FIS w obawie o bezpieczeństwo zawodników przestał prowadzić takie notowanie.

Na następne wielkie chwile biało-czerwonych w Słowenii trzeba było poczekać do wybuchu „małyszomanii”. Właściciele pensjonatów w Kranjskiej Gorze do dziś wspominają najazd fanów znad Wisły, którzy wiosną 2001 roku dosłownie najechali na region, chcąc obejrzeć, jak ich idol odbiera Kryształową Kulę Pucharu Świata. To stało się już tradycją. Małysz powtórzył ten sukces w 2002 i 2003 roku, a później jeszcze w sezonie 2006/07. Szczególnie tamte zawody zapadły w pamięć, bo były finałem spektakularnej pogoni Polaka za Andersem Jacobsenem. Podczas gdy dziennikarze na bieżąco kalkulowali, co musi zrobić Adam, żeby odebrać rywalowi plastron lidera cyklu, ten w trzy konkursowe dni trzykrotnie nie pozostawił złudzeń ani jemu, ani wszystkim pozostałym. Lider naszej kadry przełamał też wówczas pewną klątwę. Bo chociaż w czasach największej dominacji też potrafił przeskakiwać w Planicy konkurencję, a raz wyrównał nawet rekord świata (225 metrów), to nigdy przedtem nie zdołał wygrać w tym miejscu zawodów.


Bilety na zawody Planica 2024 >


Małysz w sumie stał w Planicy na podium siedem razy, w tym raz w chwili, którą na zawsze zapisano na kartach historii polskiego sportu. W 2011 roku mistrz zajął trzecie miejsce w swoich ostatnich zawodach PŚ w karierze. Skacząc na nartach z napisem „Goodbye Adam” (Żegnaj Adamie) podarowanymi mu od sponsora, pofrunął przy tylnym wietrze aż 216,5 m i przegrał wyłącznie z Robertem Kranjcem oraz... najlepszym tamtego dnia Kamilem Stochem. „Ikoniczna zmiana warty!” – rozpisywali się reporterzy. Szkoda jedynie, że powodów do świętowania biało-czerwoni nie zapewnili sobie w Słowenii rok wcześniej. Małysz, który po zdobyciu dwóch srebrnych medali igrzysk w Vancouver był pewniakiem do podium MŚ w lotach, w Planicy dał sobie wydrzeć medal w ostatnim z czterech skoków.

– Jeszcze nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałem go tak zdruzgotanego jak tamtego dnia. To był przerażający widok. My sami nie wiedzieliśmy, jak reagować. Wszyscy przecież czekaliśmy, aż mistrz dopełni swoją kolekcję trofeów, tymczasem został z pustymi rękami – opowiadał o tamtych wydarzeniach Robert Błoński, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Lepszym o 0,4 punktu okazał się ten sam człowiek, którego to Małysz pozbawił sukcesu w 2007 roku – Anders Jacobsen. Czy los nie jest przewrotny? W tej samej imprezie w przykry sposób szanse na medal drużyny pogrzebał kadrze Łukasz Rutkowski. Skoczył w finale zaledwie 143 metry, przez co Polacy spadli na czwarte miejsce.

Ale kolejne lata były w Planicy dla Polaków równie dobre, co era Małysza. Począwszy od 2014 roku i odebrania tam Kryształowej Kuli przez Kamila Stocha (powtórzył to osiągnięcie cztery lata później), przez kapitalną walkę na rekordy Letalnicy Stocha ze Stefanem Kraftem w 2017 roku, która skończyła się dla Polaka niesamowitym wynikiem 251,5 metra i triumfem Polski w klasyfikacji Pucharu Narodów. To zresztą udało się naszym orłom zrobić dwukrotnie, bo przecież w sezonie 2018/19 taką statuetką pożegnaliśmy się z trenerem Stefanem Horngacherem. W ten sam weekend tam także biało-czerwoni po raz pierwszy w historii wygrali drużynowy konkurs lotów.

Jaka będzie zima 2019/20 – nie wiadomo, jednak pod skrzydłami nowego szkoleniowca Michala Doležala nasi skoczkowie wciąż czują wielki głód rywalizacji. Jeżeli wejdą w sezon dobrze, to przy tak dużym doświadczeniu, jakie mają, powinni spokojnie dociągnąć z formą do finału w Planicy. A tam, na kolejnych słoweńskich MŚ w lotach, będzie przecież o co walczyć. Kamilowi Stochowi tylko tego złota brakuje w kolekcji, by w historii tej dyscypliny sportu stać się jednym z nielicznych, którzy wygrali wszystko.

W tym sezonie loty w Planicy odbędą się w dniach 20-22 marca 2020 roku. Tradycyjnie będą to ostatnie zawody w kalendarzu, jednak wyjątkowo nie zostaną po nich wręczone nagrody za Puchar Świata. Z racji przeprowadzenia w Słowenii zawodów o MŚ finał PŚ odbędzie się tydzień wcześniej w norweskim Vikersund.

tekst: zespół visitslovenia.pl

 
Słowenia - piksel